niedziela, 14 grudnia 2014

III - ,,Może to jakieś spotkanie''

 - Słyszałeś, że cała Stara Siódemka się zjechała razem z młodymi? - Zapytał mnie mój wujek, Sherman, zaraz po zajęciach z mieczem. Przytaknąłem głową.
 - Laura coś mówiła o tym - wzruszyłem ramionami. - Pomyślałem, że to może jakieś spotkanie czy coś, bo od kilku lat nie było ich wszystkich w jednym miejscu...
Na Zeusa, jestem taki roztrzepany, że zapomniałem się przedstawić!
Jestem Alec. Alec Rodiquez... mieszkam w domku Hermesa, chociaż moja matka jest córką Aresa. Laura jest moją dobrą przyjaciółką.
Nie zdziwcie się, jeśli w mojej opowieści będą luki. Podobno jestem naprawdę bardzo roztrzepany.
Sherman prychnął.
 - Skądże, ja tam wiem, że to jakaś nowa przepowiednia. Gdyby to było zwyczajne spotkanie, pewnie odbyłoby się tam... wiesz gdzie.
Wujek nie cierpi Rzymian, chociaż sojusz i przyjaźń z nimi trwa dobre dwadzieścia lat. Nie rozumiem tego.
 - Tak myślisz?
 - Ba! Jestem tego pewien - Sherman pokręcił znacząco głową.
Ja wiedziałem, że rzadko się myli.
 - No dobrze - stwierdziłem niechętnie, idąc do domku Hermesa.
Pewnie Connor znowu coś zrobił i czułem, że ja będę musiał to naprawiać... takie już jest bycie tylko wnukiem boga złodziei.
 - Alec! - Zawołała już z drzwi wejściowych Claudia, moja ciocia, chociaż jest dwa lata młodsza. - Travis kazał ci przekazać, żebyś poszedł się zapytać Chejrona, i powiedział, że o wiesz o co.
A nie mówiłem?

* * *

 - Cześć, Alec - powiedziała Silena, gdy spotkałem ją na schodach. - Co tu robisz? 
 - Travis kazał się o coś zapytać Chejrona, ale co się stało? Słyszałem, że zjechała się cała Stara Siódemka. 
 - A, to - westchnęła wnuczka Posejdona. - Chejron mówił nam o jakiejś Przepowiedni Dziewięciu, teraz rozmawia z rodzicami, więc jeśli masz do niego sprawę, to powinien być wolny za chwilę.
Silena jest dosyć miłą dziewczyną, ale można było na pierwszy rzut oka powiedzieć, że marzyła o niebieskich migdałach. Czarne, długie włosy opadały jej kaskadami za ramiona, a ja czasem z łezką w oku lubiłem wspominać, jak miała je za pas i pewnego razu prawie spłonęły jej na lawowej ściance wspinaczkowej, a od tego czasu dbała, żeby były odpowiedniej długości. Młoda Jacksonówna nigdy nie słynęła ze świetnej postury, ale jeśli się ją znało, budziła u wszystkich respekt. Nawet u swojego starszego, chociaż tylko o godzinę, brata, Luke'a. A jej oczy były naprawdę ładnie szare.
            Wiedziałem, o co miałem się zapytać naszego nauczyciela, ale mam taki charakter i pamięć, jaki mam, więc oczywiście musiałem zapomnieć o co miałem się go spytać i gdy wszyscy się rozeszli stałem przed nim usiłując przypomnieć sobie, co miałem powiedzieć!
 - No więc? - Pośpieszał mnie centaur, ale wyszło, jak wyszło. W końcu zadałem całkiem inne pytanie:
 - Wujek Sherman i Silena mówili o Przepowiedni Dziewięciu...
 - Chcesz wiedzieć, co się dzieje? - Chejron wcale nie wyglądał na zdziwionego. Wręcz przeciwnie, był znudzony.
Przytaknąłem głową.
 - No cóż, szykują się problemy. Wielkie problemy. Zbyt długo było spokojnie, ale to tylko była cisza przed prawdziwą burzą... Ogromną burzą.
 - Eee...?
 - Bogowie mają brzydki nawyk. Powtarzać historie, są tacy przewidywalni. Przekonasz się, że potrafią doprowadzić do szaleństwa, a ty jesteś dla nich wystawiony jak na dłoni.

----------------------------------------


Kobieta krzyknęła, przyciskając torebkę mocnej do piersi.
 - Bogowie! - Pisnęła, nerwowo poprawiając sobie fryzurę.
Te rysy twarzy, oczy, spojrzenie...
 - Ciszej, Pipes - powiedział karcąco mężczyzna. - Ktoś z zewnątrz... może się zainteresować.
Piper, chociaż już grubo po trzydziestce, natychmiast wiedziała, skąd kojarzyła nieznajomego. Zdawało jej się, że nieznajomy. Tylko kilka osób miało prawo zwracać jej się przez Pipes.
    Po chwili szczęścia nadeszła gorycz, okropny żal, którego nie mogła w żaden sposób przegonić.
Była wściekła. Stanęła twarzą w twarz z osobą, przez którą zmarnowała sobie połowę życia. Randkowała, spotykała się z kilkoma śmiertelnikami, półbogami z obu obozów w ciągu tych kilku, kilkunastu, dwudziestu lat. Spędziła prawie trzydzieści lat na nieskończonym czekaniu, że może on nie skończył na tym polu bitwy.
Tak naprawdę, nigdy nie wiedziała, co zrobi, kiedy w końcu go zobaczy. Rzuci mu się po prostu w ramiona, pocałuje i będzie jak kiedyś? Nie, raczej nie.
 - Gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata? Żadnych znaków życia...
 - Posłuchaj - uciszył ją, chociaż wiedział, że jej stan kompletnego oszołomienia nie potrwa długo. - Pamiętasz, jak mówiłem, że to może się kiedyś przydać? Nadszedł ten czas.
Kobieta wiedziała, czym było to. Jej ręka natychmiast powędrowała pod koszulkę, wyciągnęła spod niej srebrny wisiorek.
Przypominał jej Szkołę Dziczy, która, jak się zdawało, została rozwiązana kilka lat temu. I deszcz meteorytów, całą późniejszą małą aferę z Mgłą. W takim razie, skoro Jasona wtedy nie było, a cała ta sytuacja się nigdy nie zdarzyło, skąd miała ten naszyjnik? To było wielką tajemnicą, której przez dwadzieścia sześć nie potrafiła do końca rozgryźć.
Czuła, że ten kawałek srebra był wyjątkowy. Pewnego razu, kiedy Leo zafundował wszystkim wycieczkę do Los Angeles, wisior nagrzał się jak staroświeckie żelazko i aż krzyknęła z bólu. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni, a kiedy znaleźli się w innej ulicy, metal wystygł i stał się zimny.
         Zimny, jak podmuch wiatru, który pojawił się niespodziewanie. Zamrugała powiekami, chłodny wiatr w lipcu?
Jego nie było. Została sama, dotykając jakiegoś głupiego naszyjnika. Czy jej się tylko wydawało, czy nie? Nie miała pojęcia, co o tym sądzić. Wyciągnęła z torebki sztylet. Spojrzała w Zwierciadło, ale widziała na nim tylko swoją twarz. Na przemian bladą i czerwoną, była wściekła. Krew w niej wrzała.
 - A więc, znowu uciekłeś? - Zapytała żałośnie sama siebie. - Jesteś bardzo nieodpowiedzialny, jak na swoje lata.
Nie zwróciła uwagi na delikatne muśnięcie ciepłego powietrza w okolicach policzka. Chciała się rozpłakać, tak jak lata temu, po tym, że zaginął. Stare strupy zostały rozdrapane.





______________________________________________________
Napisałam! Bogowie, Afrodyto! Serze! Eee... już nic.
Długo nic nie robiłam na tym blogu. No cóż, brak czasu. Szkoła, znajomi, książki, Ser...
Nie przysięgnę na Styks, że będę pisać dłuższe rozdziały, bo w ogóle mnie już nie zobaczycie, ani sera. Po prostu postaram się pisać częściej.
Starałam się, że fragment z Piper był jak najlepszy, ale chyba stał się... oklepany.